czwartek, 27 grudnia 2012

BOMBOWE Święta - Cu Chi



25 grudnia minął bez szału.Trochę pracy i wieczorem spotkanie z Van. 26stego wstałem o 5:00 rano. Razem z kolegą z Brazylii umówiliśmy się na trip na "pole bitwy" Cu Chi. Oczywiście przeszło nam przez myśl, że może to być kolejne badziewne miejsce jak Pałac Niepodległości ale było całkiem ciekawie.





5:00 pobudka, 5:10 prysznic, 5:25 w drodze na przystanek. Byłem w szoku widząc jak HCM tętni życiem już od tak wczesnej godziny. Jedni ćwiczą inni jedzą już śniadanie w knajpkach a inni śpieszą się do pracy.



Złapałem pierwszy autobus (mały). Nie było miejsca w środku więc stałem na zewnątrz trzymając się tylko uchwytu :). Później następny normalny już autobus linii 39 i za 30 min byłem w centrum. Tam szybkie śniadanko za 1,9pln ( bagietka z grilowanym mięsem, ważywami, przyprawami i sosem, mniam) Razem z Luisem wsiedliśmy do autobus nr 13 do Cu Chi. Droga zajęła nam 1,5h a właściwie nawet nie bo większość przespaliśmy. Na miejscu odebrała nas koleżanko o pięknym imieniu, którego oczywiście nie pamiętam. Wsiedliśmy razem do kolejnego autobusu i za chwilę byliśmy na miejscu. 


Wstęp dla miejscowych 20-30tyś, dla turystów 90tyś. Najpierw obejrzeliśmy miejsce kultu Ho Chi Mina i zapaliliśmy kadzidełko. I nareszcie zaczęliśmy zwiedzanie tuneli. W cenie był przewodnik, który dobrze radził sobie z angielskim. Nie będę opisywał wam historii bo możecie sobie o tym poczytać w necie (http://pl.wikipedia.org/wiki/Tunel_C%E1%BB%A7_Chi).


Pisuary po kolana heheh czyli ćwiczymy celność


Po obejrzeniu 15min filmu dokumentalnego zaczęliśmy zwiedzanie. Tunele i sposób ich budowania robią wrażenie. Oczywiście większość dostępnych została przebudowana na potrzeby turystów. Zrobiono większe wejścia itd. Nasz przewodnik zabrał nas jednak do jednego z tuneli gdzie wejście miało oryginalny rozmiar. Mój drobny kolega z Brazylii ledwo się w cisnął więc jak ja tam wejdę pomyślałem. Z dziurami jednak mam doświadczenie więc jak się popieści to i "kot" się zmieści hehe. Zresztą zobaczcie sami. Ledwo ledwo ale się wcisnąłem! :) W środku duszno, ciemno i pełno nietoperzy. Jednak warto było zejść do tuneli bo to dobra lekcja historii. Widzieliśmy pułapki, narzędzia, naczynia, sale podziemne. Na koniec dostaliśmy małą przekąskę w postaci "słodkich ziemniaków' z posypką orzechową. 














Po wyjściu, czekając na autobus i czując pragnienie musiałem strzelić browara zagryzając świątecznym jajeczkiem heh. W Cu Chi mieliśmy jeszcze chwilę do autobusu więc zrobiliśmy mały rekonesans na pobliskim targowisku. W drodze powrotnej znów trochę pospaliśmy. W między czasie Van wysłała mi kilka smsów z pytaniami czy jestem zmęczony, czy coś jadłem itp :). 



Dotarłem w końcu na swoje osiedle i już miałem iść do domu ale miałem ogromną ochotę na Pepsi więc zakupiłem jedną przed blokiem. W domu tylko się przebrałem i poszedłem pograć w siateczkę. Po siateczce kolejna butelka Pepsi. Sącząc swój napój z lodem przypatrywałem się grze w domino na pieniądze. Po 15 min sąsiad, mój ulubiony wyjął 0,5 bimbru :) no i nie mogłem odmówić, w końcu to święta :). Przyszedł menago budynku i usiadł razem z nami. Pobiegłem więc szybko na chatę, szybki prysznic i wziąłem papiery żeby się zarejestrować u menago. Oczywiście miałem też załącznik Żubróweczkę :) Menago jednak nie podzielił się trunkiem tylko zabrał ze sobą do domu. Nikt z sąsiadów nie mówi po angielsku więc nasza komunikacja jest dość zabawna ale w najważniejszych sprawach się rozumiemy. I stało się :( bimber się skończył hmmm co tu zrobić. Pokazałem więc na butelkę, i na pieniądze co miało znaczyć, że teraz ja stawiam tylko niech ktoś kupi. Od razu wszyscy zrozumieli o co mi chodzi hehe. Po 15 min przyjechała dostawa. Zapłaciłem 22tyś za 1 litr. Co kurrrr.... pomyślałem ile? Tak było 1 litr bimberku kosztował mnie nie całe 4pln heh. Było wesoło. Chłopaki grali w domino, piliśmy, próbowaliśmy jakoś się porozumieć. Po wypiciu ostatniej butelki chłopaki zaprosili mnie na żarcie do knajpy. Pojechaliśmy w trzech na jednym skuterku :) Było to coś w rodzaju zupy z dużą ilością mięsa, makaronu, warzyw i dość mocno pikantna. Jeden z sąsiadów wygrał dziś niezłą kasę w domino więc on sponsorował jedzonko. Po powrocie do domu zauważyłem na tel. 4 nieodczytane wiadomości od Van. Pierwsza spokojna w stylu co robisz itd a ostatnia juz bardziej nerwowa czy wszystko ok, gdzie jestes itp. Mając dobry humor po bimberku napisałem że jestem w centrum bo koleżanka zaprosiła mnie na imprezę. Dostałem zaraz odpowiedź z tak zwanym fochem heh to baw się z innymi a ja idę spać :) Nic nie odpisałem. Za 10min kolejna wiadomość. "Ja tu się martwię o ciebie a ty najpierw pijesz z sąsiadami a teraz bawisz się z innymi dziewczynami, jestem zła na ciebie itp" Tym razem odpisałem, że żartowałem, że siedzę w domu. Nie uwierzyła od razu. Napisała, że przyjedzie do mnie hehe napisałem ok. Za chwilę zadzwoniła żeby pogadać. Pewnie chciała mnie sprawdzić. Chwilę później położyłem się i usnąłem spałem jak zabity :)











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz